Strona 3 z 3
- Problemy tureckiej gospodarki oraz przecena jej waluty trwają od wielu miesięcy, ale dopiero teraz zaczęło mieć to wpływ na szeroki rynek. Inwestorzy obawiają się konsekwencji dla sektora bankowego w Europie oraz ucieczki kapitału z innych rynków wschodzących - komentuje sytuację Przemysław Kwiecień, główny ekonomista XTB.
- Załamania kursów walutowych w historii bardzo często szły w parze z innymi kryzysami, na przykład bankowymi. W przypadku Turcji krach waluty wynika z kryzysu, a wręcz totalnego demontażu instytucji demokratycznych. Erdogan pcha Turcję coraz bardziej w kierunku państwa totalitarnego, a lirę w przepaść spiralnej wyprzedaży - podkreśla Bartosz Sawicki, ekonomista TMS Brokers.
Sawicki nie ma wątpliwości, że "głęboka recesja w państwie o kluczowym położeniu geopolitycznym staje się faktem".
Przemysław Kwiecień przyznaje, że inne rynki, nawet wschodzące, dotychczas zdawały się ignorować problem. Niesłusznie. Zagraniczne media rozpisują się już o tym, że Europejski Bank Centralny, a więc odpowiednik naszego NBP w strefie euro, martwi się powiązaniami niektórych banków z Turcją. Financial Times wymienia m.in. hiszpański Banko Bilbao, włoski UniCredit czy francuski BNP Paribas, które mogą mieć spore problemy.
Erdogan kontra Trump
Ekonomiści tłumaczą kryzys walutowy przede wszystkim obawami o niezależność tureckiego banku centralnego, na który "łapę" położył prezydent Erdogan.
- Przez kilka ostatnich lat pod presją prezydenta bank centralny prowadził zbyt luźną politykę pieniężną, zapewniając wysoki wzrost gospodarczy, ale też generując presję inflacyjną oraz deficyt na rachunku bieżącym, który uzależniał Turcję od napływu zagranicznego kapitału. Seria wydarzeń w tym roku sprawiły, że kapitał nie tylko zaczął odpływać, ale lira stała się obiektem zainteresowania spekulantów - tłumaczy ekspert XTB.
Wśród wspomnianych wydarzeń, które były zapalnikiem kryzysu, należy wskazać kwestionowanie sensu podwyżek stóp procentowych przez prezydenta, jego niemal pełne przejęcie władzy w kraju oraz silny konflikt dyplomatyczny z USA.
Wspomniany konflikt na linii Turcja - USA zapoczątkowało uwięzienie amerykańskiego pastora. W konsekwencji Stany Zjednoczone nałożyły sankcje na ministrów z Turcji. A na tym nie koniec.
- Inwestorzy wiedzą, że stawka jest dużo wyższa i ceną może być w skrajnym przypadku nawet odcięcie Turcji od finansowania w dolarze. Ankara toczy zatem przegraną walkę na dwóch frontach, a nieugięta postawa prezydenta Erodogana, który miał powiedzieć swoim zwolennikom "oni mają dolary, my mamy ludzi i swojego Boga" nie pomaga - zauważa Przemysław Kwiecień.
Piątkowe wystąpienie prezydenta Erdogana, nawołującego, by Turcy sprzedawali zagraniczne waluty oraz ministra finansów, zapewniającego o zwiększeniu dyscypliny fiskalnej tylko pogorszyły sprawę. W odpowiedzi Donald Trump zapowiedział podwojenie ceł na eksport stali i aluminium do Turcji.
Inwestorzy nie wierzą
Według ekonomisty XTB, w obecnej sytuacji panikę powstrzymać mogą tylko gwałtowne podwyżki stóp procentowych lub uwolnienie pastora, a najlepiej jedno i drugie. To jednak wymagałoby wywieszenia białej flagi przez Erodgana, a rynki finansowe wątpią, że może się to wydarzyć.
W niedzielę turecki minister finansów zapowiedział, że kraj opracował plan działań, mających na celu uspokojenie inwestorów. Zapowiedział m.in. podniesienie limitów depozytów walutowych oraz
zwiększenie limitów depozytów dla transakcji w lirze.Z kolei turecki bank centralny wydał oświadczenie, w którym stwierdził, że monitoruje sytuację na rynku i podejmuje wszelkie niezbędne działania.
Na razie widać, że inwestorów te zapewnienia nie przekonują.
Źródło: Money.pl